Sen na Jawie – wywiad z Emi z bloga emiwdrodze

Bohaterka tego wpisu kilka lat temu zrezygnowała z posady za biurkiem, kupiła bilet w jedną stronę i ruszyła w podróż życia. Tym oto sposobem dotarła na Jawę w Indonezji, na której mieszka już siedem lat. Nadal kontynuuje swój “sen na Jawie” i pomaga turystom w organizacji wymarzonych wakacji.

Jak sama o sobie mówi: “Unikam tłumów i pośpiechu. Podczas podróży staram się spędzić więcej czasu w jednym miejscu, aby móc poznać je lepiej. Lubię ciszę, kontakt z naturą, walczę z olejem palmowym i pakowaniem wszystkiego w plastik. I jestem uczulona na słowa “nie da się”.

Zapraszam na rozmowę z Emi z bloga emiwdrodze.pl

Na początek podstawowe pytanie – skąd pomysł na życie na Jawie?

Emi: W listopadzie 2011 r. wyruszyłam w podróż z biletem w jedną stronę, w zamyśle dookoła świata – w planie była Azja, rok na working holiday w Australii i kolejny w Kanadzie. Indonezja jednak tak mnie wciągnęła, że najdalej dotarłam do Nowej Zelandii, po czym wróciłam na Jawę. Znudziło mi się wieczne bycie w podróży i byle jakie prace dorywcze. Chciałam spróbować pomieszkać w ukochanej Azji i rozkręcić swój własny mały biznes – nigdy jednak nie myślałam, że utknę tu na tak długo 😉

Jakie były Twoje pierwsze wrażenia z Jawy, a jak patrzysz na wyspę teraz?

Emi: Pierwszego dnia byłam przerażona, bo mimo że po okolicy podróżowałam już od dłuższego czasu to dopiero tu, jak lubię mówić “dostałam Azją po twarzy”. Dziewczyny w chustach, do kolacji herbatka zamiast piwa, motorów na ulicach może trochę mniej niż w Sajgonie i to właśnie tu miałam w tym ruchu sama uczestniczyć. Nagle zrobiło się bardziej egzotycznie i obco niż gdziekolwiek gdzie do tej pory byłam. Uwielbiam jeść, a na Jawę trafiłam świeżo po Indiach, Malezji i Singapurze, więc nic mi tu na początku nie smakowało. Wycie z meczetów o 3 nad ranem i ciekawskie (choć przyjacielskie) spojrzenia na białą kosmitkę, którą się czułam. W końcu turystów na Jawie jest dużo mniej niż w krajach ościennych – myślałam wtedy, że długo tu nie wytrzymam. Miałam spędzić w Yogyakarcie trzy miesiące i to wydawało mi się za długo 🙂

Teraz już wiem gdzie dobrze zjeść i dokąd uciec od miejskiego zgiełku, a jeżdżąc na motorku w tych korkach czuję się jak ryba w wodzie. Natura na Jawie nie ma sobie równych! Przepięknych plaż i wodospadów tu na pęczki. Wszystko w zasięgu godziny jazdy od zatłoczonego miasta. Są wulkany, jaskinie, plantacje herbaty, do tego ciekawa kultura i tradycje. Doceniam, że cały rok mam ciepło i klimat sprzyja uprawie własnego ogródka – całe dnie spędzam na świeżym powietrzu. Mam tu drzewa papai, bananowce, mango i moringę. Poza tym Jawajczycy są bardzo otwarci i mają zaraźliwy uśmiech, co czyni życie o wiele przyjemniejszym.

Czym się zajmujesz na Jawie? Czy od samego początku miałaś taki plan czy wszystkie biznesowe pomysły pojawiały się z czasem?

Emi: Przybywając na Jawę rozpoczęłam przygodę z kawą luwak (tą z “kociej kupy”, wyłącznie od dzikich zwierząt), otwierając mini kawiarnię w przydomowym garażu. Potem też naturalnie, trochę z tęsknoty za podróżami zaczęłam gościć znajomych i nieznajomych z całego swiata, aż zrobiły się z tego dwa hostele. Odnosiły spore sukcesy, a ja odnajdywałam się szczególnie w rozwijaniu baru śniadaniowego – mieliśmy największy wybór kaw i zdrowych dodatków do smoothie bowls w mieście! Jednak już przed pandemią postanowiłam się z tego wycofać, bo męczył mnie ten biznes, wypaliłam się i obcowanie z ludźmi 24/7 przestało mnie cieszyć. Chciałam skupić się na organizowaniu podróży, co już wcześniej robiłam na pół gwizdka. Sprawia mi to o wiele więcej frajdy. Obecnie jednak jestem na przymusowym kilkumiesięcznym koronawirusowym urlopie i dobrze mi z tym, mam czas na spokojne zaplanowanie przyszłości i odpoczynek po kilku latach intensywnego pracoholizmu 🙂

Mieszkasz na Jawie już 7 lat. Czy nigdy nie miałaś dość i nie myślałaś o powrocie do Polski?

Emi: Oczywiście, że miałam, nie raz, nie dwa! Najcięższe są momenty powrotów do Polski i później na Jawę – wtedy (w obie strony!) pojawia się szok kulturowy. To przychodzi falami, ale z doświadczenia wiem, że jak się przetrzyma gorsze dni to potem jest się zadowolonym, że jednak się nie poddało i nie wyjechało. Biorę wtedy kartkę i spisuję wszystkie za i przeciw. W najbardziej kryzysowym momencie pisałam bzdury typu “można wyrzucać papier toaletowy do kibla, a nie do kosza” albo “mają tam dźwiękoszczelne plastikowe okna” jako największe plusy Polski. Byłam wtedy gotowa, żeby się pakować i wracać do Europy pierwszym dostępnym samolotem. Wiedziałam jednak, że takich decyzji nie podejmuje się nagle. Miesiąc później spojrzałam na tę kartkę i ponowiłam eksperyment. Za i przeciw były zupełnie inne i w innych proporcjach – Jawa miała już dużo więcej plusów. I tego się trzymam 🙂

Dla nas Europejczyków cała Indonezja (w tym również Jawa) kojarzy się z ucieleśnieniem raju. Wysokie palmy, ciepły ocean, egzotyczna przyroda i… mogłabym tak wymieniać bez końca. Jestem ciekawa jak sami Jawajczycy postrzegają miejsce, w którym żyją?

Emi: Większość z nich nigdy nie opuściła wyspy. Znam też takich co mieszkając pół godziny drogi od oceanu nigdy nad nim nie byli! Ale Indonezyjczycy są bardzo pogodnymi ludźmi i zdają się cieszyć tym, co mają. Dla nich np. moje ulubione drzewa bananowca są niepożądane, bo mieszkają w nich…duchy. Dlatego nikt nie chce mieć ich przy domu. Z kolei kiedy zabrałam ze sobą Jawajczyka do Polski, dla niego tam było egzotycznie – kwitnące forsycje, lasy sosnowe, śnieg, gotyckie katedry – zachwycał się i robił zdjęcia rzeczom, które mi wydawały się zwyczajne.

Mówi się, że w Indonezji ziemia trzęsie się codziennie, za sprawą położenia w Pacyficznym Pierścieniu Ognia. Wiele osób zachwyca się wulkaniczną scenerią Jawy, ale dla niektórych podróż w te rejony budzi strach i obawę. Sama mieszkasz w Yogyakarcie, u podnóża aktywnego wulkanu Merapi. Jak wygląda codzienność w takim miejscu?

Emi: Po jakimś czasie przestaje się o tym myśleć. O trzęsieniach ziemi czy tsunami w dalekich zakątkach Indonezji na ogół dowiaduję się od znajomych z Polski, którzy w takich momentach odzywają się zapytać czy u mnie wszystko ok.  Pamiętajmy, że Indonezja jest olbrzymia, często te katastrofy są ode mnie odległe tak jak Norwegia od Portugalii. Tu jest to tak powszechne, że media ledwo wspominają kolejne klęski żywiołowe, o ile nie są wyjątkowo niszczycielskie. Polskie media szukając sensacji często te wydarzenia wyolbrzymiają. W miejscu, w którym mieszkam, trzęsienia ziemi są jedynym realnym zagrożeniem – odległość od wulkanu jest bezpieczna, a od ewentualnej fali tsunami oddziela nas pasmo wzgórz.

Co możesz powiedzieć o Jawajczykach? Czy spotkały Cię jakieś nieprzyjemności z ich strony?

Emi: Co mnie najbardziej denerwuje to to, że lubią sobie dodać kilka groszy do cen na ryneczku. Zawsze mają przy tym rozbrajający uśmiech na twarzy, także ciężko się złościć. Trzeba po prostu sprawdzać ceny i protestować jak uznamy, że przegięli z marżą. Robią to również w stosunku do swoich, nie tylko turystów i jest to pewnego rodzaju zabawa. Targowanie się jest wpisane w ich kulturę. Zdecydowanie więcej dobrego mnie tu spotkało. Dopiero co poznani ludzie zapraszający na nocleg do domu i dzielący się tym, co mają, nawet jeśli mają niewiele. Ludzie zagadujący na ulicy, nieproszeni wskazujący drogę jeśli widzą, że wyglądamy na zagubionych czy błyskawicznie spieszący z pomocą na widok wypadku na motorze. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, w nocy czuję się tu pewniej niż na polskich ulicach.

Co na Jawie trzeba zobaczyć? Co jest absolutnym must see i co Ty jako osoba tutaj mieszkająca polecasz osobom chcącym odwiedzić wyspę?

Emi: Oprócz absolutnych must see, czyli świątyń i wulkanów zawsze polecam plaże Pacitan czy archipelagu Karimunjawa. Takich widoków na Bali nie znajdziecie! I wodospady, z tych większych Tumpak Sewu czy Madakaripura – cuda! Poza tym warto pojeździć motorem po jawajskich wioskach, pośród pól ryżowych, gdzie dzieciaki z wielkimi uśmiechami na twarzy na widok turystów krzyczą “hello, mister”.

Jak uważasz, dlaczego Bali jest aż tak popularnym kierunkiem wśród turystów z Polski, a Jawa traktowana jest po macoszemu?

Emi: Bali jest łatwiejsze do zgryzienia dla kogoś kto pierwszy raz odwiedza Indonezję. Kulturowo bliżej jej do Europy. Nikogo tam już nie dziwi widok białych, roznegliżowanych turystów, bikini na plaży jest na porządku dziennym, a alkohol powszechnie dostępny. Ponadto Bali ma też więcej połączeń lotniczych… no i dobrych speców od marketingu. Tak naprawdę kultura balijska pochodzi z Jawy. Jawa jest muzułmańska, ale “dopiero” od kilku wieków. Jawa dla wielu jest wyjściem poza strefę komfortu – trudniejszy transport i duże odległości, słabsza znajomość angielskiego wśród miejscowych, wszechobecny islam. To wszystko jak dla mnie to plusy, bo jest tu bardziej autentycznie, mniej turystycznie, a mało które miejsce na ziemi zostało tak hojnie obdarowane przez naturę.

Czy jest coś za czym tęsknisz żyjąc w Indonezji?

Emi: Polski twarożek, słodycze, maliny, borówki i inne kwaśne owoce. Chodniki i ścieżki rowerowe, parki – tu poruszam się głównie motorem, na czym moja forma cierpi. Chodzić w mieście za bardzo nie ma gdzie.

W jaki sposób zachęciłabyś czytelnika do odwiedzenia Jawy?

Emi: Lekturą mojego bloga emiwdrodze.pl 🙂

Bardzo Ci dziękuję za wywiad!

Emi: To ja dziękuję za zaproszenie!

Tagged , , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *