Matera to jedno z najciekawszych i zarazem najsmutniejszych miejsc jakie widziałam. Niesamowity klimat miasta wykutego w skale, przejmująca historia i położenie sprawia, że Matera chwyta za serce i nie pozwala o sobie zapomnieć. To prawdziwy, włoski fenomen na skalę światową!
Wyobrażaliście sobie kiedyś, jak wyglądały miasta za czasów biblijnych? Matera doskonale oddaje ten obraz, a każdy zakątek przypomina inscenizację historycznego filmu. To właśnie w Materze (a nie w Jerozolimie) nagrywany był głośny film pt: „Pasja” z Melem Gibsonem w roli głównej. Gdy po raz pierwszy aktor zobaczył to miejsce, stracił dla niego głowę.
Historia Matery
Nigdy nie byłam fanką historii, ale w przypadku Matery nie da się tego ominąć. Według historyków to jedno z najstarszych miast świata i najbardziej spektakularny przykład osadnictwa jaskiniowego w Europie. Zabytkowa część Matery składa się z dwóch dzielnic Sassi, co w języku włoskim oznacza „kamienie”:
- Sasso Caveoso – starsza część, z większą ilością jaskiń.
- Sasso Barisano – nowsza część, która w swojej architekturze zawiera także klasyczne elementy budowy domów.
Wyobraźcie sobie, że w jeszcze w latach 50-tych ludzie nie mieli tu bieżącej wody ani prądu. Umieralność była na bardzo wysokim poziomie, szerzył się analfabetyzm i liczne choroby. Życie mieszkańców bardziej przypominało wegetację i nie miało nic wspólnego ze zwykłym życiem w ubóstwie. W małej grocie skalnej często mieszkało kilkanaście osób razem z kurami i bydłem.
W Rzymie nagrywano światowe produkcje filmowe, na północy Włoch, Mediolan rozkwitał jako stolica mody. Kraj szedł do przodu, a w Materze: choroby, brud i ubóstwo. Dla Włochów Matera nie istniała. Bazylikata, czyli najbiedniejsza część Italii była dla społeczeństwa hańbą i ujmą. Wypierano istnienie Matery, chciano o niej zapomnieć. Skalne miasto nie pasowało do „włoskiego wyobrażenia”.
Nagle pojawia się książka Caro Levi zatytułowana: „Chrystus zatrzymał się w Eboli”. Oto jej fragment przedstawiający opis Matery:
„Oddalając się od stacji kolejowej doszłam do ulicy, która po jednej stronie miała przepaść, a po drugiej – domy. I w tej przepaści jest Matera. Ale nic się prawie nie widzi z miejsca, gdzie stałam, bo teren spada niemal prostopadle w dół. Wychyliwszy się nieco dostrzega się tylko terasy i przesłonięte domami ścieżki, a na wprost górę nagą i spaloną słońcem, brudno – szarą i bez śladu jakichkolwiek uprawnych pól czy nawet drzew. W głębi toczą się między głazami płytkie i brudne wody potoku Gravina, a posępny widok rzeki i góry mimo woli ściska serce smutkiem. Kształt przepaści jest przedziwny. Jakby dwie połówki leja rozdzielone wąskim przesmykiem zbiegały się znowu w dole, gdzie widać było biały kościół Matki Boskiej z Idris, jakby wbity w ziemię. Te wywrócone stożki, te leje nazywają się: Sasso Caveoso i Sasso Barisano. Tak wyobrażaliśmy sobie w szkole piekło Dantego.
Po wąskiej i spadzistej ścieżce zaczęłam schodzić z zakrętu w zakręt, na sam dół. Bardzo wąska uliczka szła – że tak się można wyrazić – po dachach domów. Mieszkania są kute w stwardniałej glinie wąwozu, a każde z nich ma fasadę, nieraz piękną ze skromnym ornamentem z XVIII wieku. Te pozorne fasady, z powodu pochyłości stoku górskiego, przylegają dołem do ściany skalnej, a w górze nieco od niej odstają: wąskim pasmem między fasadami a stokiem biegną ulice, które są równocześnie jakby podłogą dla tych, którzy wychodzą z mieszkań górnych, i dachem dla domów znajdujących się poniżej.
Drzwi były z powodu gorąca pootwierane. Przechodząc zaglądałam do wnętrz, które nie miały żadnych okien tylko drzwi dostarczające powietrza i światła. Czasem nie było nawet drzwi. Wchodziło się z góry po schodkach i zasuwało otwór. W owych ciemnych dziurach o ścianach z ziemi, widziałam łóżka, nędzne graty i łachmany. Na podłodze leżały psy, barany, kozy i świnie. Każda rodzina ma do rozporządzania jedną taką jamę i sypiają tu wszyscy razem: mężczyźni, kobiety, dzieci i zwierzęta. W ten sposób żyje dwadzieścia tysięcy ludzi. Dzieci bez liku. W upale, w chmarach much, w kurzu jest ich pełno wszędzie, zupełnie nagich albo okrytych jakimś łachmanem. Nie widziałam nigdy takiego obrazu nędzy, a przecież jestem przyzwyczajona już, z racji mego zawodu, mieć do czynienia co dnia z dziesiątkami dzieci biednych, chorych i źle utrzymanych. O tak rozpaczliwym widowisku nie miałam jednak pojęcia. Patrzyłam na dzieci siedzące przy drzwiach w gnoju, w słońcu, z oczyma na pół przymkniętymi, o powiekach czerwonych i nabrzmiałych. Muchy wciskały się do chorych oczu, a dzieci nie czuły, że im muchy włażą do oczodołów. To była jaglica. Wiedziałam, że tu panuje, ale widok choroby w tak strasznym brudzie i w tej nędzy był przejmujący. Spotkałam też inne dzieci z twarzami pomarszczonymi jak u ludzi starych i wysuszonych z głodu, o włosach pełnych wszy i nieczystości. Większość z nich miała brzuchy wzdęte, olbrzymie, a twarze żółte i cierpiące wskutek malarii. Kobiety widząc, że zaglądam przez drzwi, zapraszały mnie do wejścia. Widziałam wiec w tych jaskiniach ciemnych i cuchnących, leżące na ziemi dzieci, przykryte jakimiś łachmanami i dzwoniące zębami w ataku febry. Inne znów wyniszczała do ostateczności czerwonka. Niektóre twarzyczki z wosku dawały do myślenia, że tu panuje coś gorszego od malarii, może gorączka tropikalna, może Kala Azar, czarna febra. Matki także wynędzniałe, trzymające przy zwiędłej piersi źle odżywione niemowlęta, witały mnie uprzejmie, lecz ponuro. W tym prażącym słońcu miałam chwilami wrażenie, że znalazłam się w środku miasta dotkniętego zarazą. Schodziłam coraz głębiej w kierunku kościoła, a w oddaleniu kilku kroków towarzyszyła mi chmara dzieci. Krzyczały coś w swym żargonie, czego nie mogłam zrozumieć, i szłam dalej, one zaś nie ustawały w swoich wołaniach. Sądziłam, chcą jałmużny, więc się zatrzymałam i dopiero wówczas odróżniłam kilka słów, które dzieci wołały chórem: Pani, daj nam chininy, Pani daj nam chininy! Rozdzieliłam między nimi trochę drobnych, alby kupiły sobie cukierków, ale nie tego się domagały prosząc dalej o chininę. Doszliśmy w końcu do dna owego wąwozu i do pięknego, barokowego kościoła Matki Bożej z Idris; i tam dopiero wznosząc oczy w górę zobaczyłam nareszcie całą Materę. Było to istotnie prawdziwe miasto. Fronty wszystkich jaskiń, które stąd wydają się domami, są białe i równe, a otwory drzwi spoglądają jak czarne oczy w dal. Śliczne, malownicze miasto.”
Po tej publikacji włoski rząd w końcu postanowił coś z tym zrobić. W 1954 roku wysiedlono ludność z Matery – podjęto próby założenia w mieście elektryczności, kanalizacji i stworzenia w miarę godnych warunków do życia. Jednak mieszkańcom się to nie spodobało, ponieważ zaburzało to ich sąsiedzkie więzy. Później nie umieli przystosować się do nowych (lepszych) warunków życia. Proces odnowy tego miejsca był długi i żmudny – trwał 30 lat, ale do Matery w końcu powróciło godne życie.
Matera teraz
W 1993 roku Materę wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, a w 2019 roku została Europejską Stolicą Kultury. Obecnie w skałach funkcjonują eleganckie hotele, wyszukane restauracje i galerie niezależnych artystów, a ceny nieruchomości w Sassi osiągają obłędne ceny.
Jak dojechać z Bari do Matery?
Do Matery dojedziecie pociągiem lub autobusem firmy Ferrovie Appulo Lucane (o rozmieszczeniu dworców w Bari pisałam tutaj). Niezależnie od wyboru środka transportu, czeka na was przesiadka w Altamurze. Nie ma bezpośrednich połączeń między Bari a Materą. Jednak wszystko jest ze sobą zsynchronizowane i kolejny autobus/pociąg czeka tak długo, aż nie dojedziecie do Altamury.
Bilet w jedną stronę kosztuje 5€ i jedzie się ok. 1,5h. My wybrałyśmy autobus ze względu na lepsze godziny. Z Bari wyjeżdżałam o 7:39 i na miejscu byłam chwilę po 9:00 rano. Pamiętajcie, że biletów nie kupicie u kierowcy! W Materze też jest ciężko je dostać, więc najlepiej kupić bilety w obie strony na dworcu w Bari. Ostatnie połączenie między Materą a Bari jest po 22:00. My wracałyśmy o 20:39 i zostałyśmy na zachód słońca.
Zwiedzanie Matery
Dla mnie zwiedzanie Sassi di Matera to powrót do przeszłości. Po mieście można poruszać się wyłącznie pieszo. Nie potrzebujecie planu – gubiąc się w klimatycznych uliczkach na pewno odwiedzicie wszystkie zakamarki. Matera tak mnie oczarowała, że postanowiłyśmy zostać tu do zachodu słońca.
Punkty widokowe:
- Piazetta Pascoli
- Palombaro Lungo
- Plac przed Kościołem Santa Maria di Idris
- Plac przed Basilica Cattedrale di Maria
- Belvedere di Murgia Timone – punkt po drugiej stronie wąwozu. Bez samochodu ciężko się tam dostać, a wędrówka trwa 6h.
Kościoły:
- Santa Maria di Idris
- Chiesa di San Pietro Caveoso
- Basilica Cattedrale di Maria
- Chiesa di San Francesco D’Assisi
Palombaro Lungo
To podziemny system kanalizacji, wybudowany pod głównym placem przy punkcie widokowym o tej samej nazwie. Bilet wstępu kosztuje 3€.
Casa Grotta
Grota, w której niegdyś żyła tutejsza rodzina razem ze świniami i kurami.
Gdzie spać w Materze?
My nie spałyśmy w Materze więc nie polecę nic konkretnego, ale przygotowując się do wyjazdu rozważałyśmy tę opcję. Nocleg w skalnych grotach na pewno jest niezapomniany, a wschód słońca i pobudka w takim miejscu musi być wyjątkowa. Ceny za taką przyjemność (jak na Włochy) nie są wysokie, dlatego jeśli wybieracie się do Apulii na dłużej to koniecznie weźcie to pod uwagę.
Gdzie zjeść w Materze?
Pamiętajcie o tym, że większość restauracji otwiera się ok 12:30 do 14:30, później jest siesta i dopiero ok 19:00 następuje ponowne otwarcie. Od rana dostępne są jedyne kawiarnie serwujące rogaliki i kawę.
Osteria San Pietro
Zmęczone upałem zatrzymałyśmy się na obiad w knajpie znajdującej się na placu Piazza San Pietro. W karcie znajduje się menu dla turystów i za 12€ mamy pierwsze danie (makaron) oraz drugie (pierś z kurczaka z warzywami).
2 thoughts on “Matera – włoska Jerozolima”