Wulkan Kawah Ijen to miejsce wyjątkowe i unikatowe w skali świata. Dziś pokażę Wam jak wygląda podróż do wnętrza ziemi, gdzie skały płoną na niebiesko, a Jawajczycy dźwigają na swoich ramionach 80 kg skondensowanej siarki, wykonując przy tym jeden z najcięższych zawodów świata. To co widziałam i czego doświadczyłam tamtego dnia jest jednym z najciekawszych przeżyć jakie zostały mi kiedykolwiek zafundowane.
Kawah Ijen w języku indonezyjskim oznacza „samotny krater”. Skąd wzięła się ta nazwa? Nikt tego nie wie. Wulkan położony jest w ogromnej kalderze o średnicy 20 km, w której znajduje się jeszcze kilka innych wulkanów, więc na samotność chyba nie może narzekać 🙂 Mimo, że Ijen nie jest najwyższy i w sumie mało aktywny to dzięki swojej wyjątkowości każdego roku przyciąga rzeszę turystów.
Jak dostać się pod wulkan Kawah Ijen?
Trekking do wulkanu Kawah Ijen był ostatnim punktem podczas naszego 4-dniowego objazdu Jawy Wschodniej. Tak jak pisałam wcześniej, my korzystaliśmy z indywidualnej wycieczki, nad którą czuwała Emi z bloga emiwdrodze.pl. Całość wyniosła nas 7 300 000 rupii, czyli ok. 1 000 zł/os. W cenie mieliśmy zapewnionego prywatnego kierowcę na całej trasie (od dworca w Surabaji A do portu w Ketapang F), noclegi, śniadania oraz wszystkie opłaty za wejścia i wypożyczenie sprzętu. Zaliczkę, która była jednocześnie potwierdzeniem rezerwacji przelałam Emi wcześniej, natomiast resztę płaciłam na miejscu kierowcy. Poniżej przedstawiam Wam jak wyglądała nasza 4-dniowa trasa po Jawie Wschodniej.
Zaraz po skończonym trekkingu do wodospadu Tumpak Sewu pojechaliśmy z naszym kierowcą pod wulkan Kawah Ijen, gdzie czekał na nas kolejny nocleg. Podróż trwała praktycznie cały dzień, bo na miejsce dojechaliśmy dopiero około 20:00 (na mapie z punktu D do E).
Krater Kawah Ijen znajduje się bardzo blisko wyspy Bali, dlatego też wielu turystów wykupuje zorganizowaną wycieczkę z balijskich biur lub załatwia wszystko na własną rękę. Promy między wyspami kursują dosłownie co chwilę, a przepłynięcie trwa 45 minut. Koszt biletu wynosi 1,70zł. Mimo wszystko uważam, że na Jawę warto poświęcić trochę więcej czasu, ale jeśli nie macie takiej możliwości, a jesteście na Bali to koniecznie wybierzcie się chociaż na ten jeden dzień do krateru Ijen!
Gdzie spać przy Kawah Ijen?
Najbliższym miastem w pobliżu wulkanu jest Banyuwangi. Miejscowość ta położona jest na samym końcu Jawy Wschodniej. Można tu przypłynąć promem prosto z Bali (z portu Gilimanuk na Bali do portu Ketapang na Jawie) lub dojechać wygodnym pociągiem z Probolinggo tuż po zwiedzaniu ogromnej kaldery Tengger i wulkanu Bromo. My między jednym, a drugim wulkanem zrobiliśmy sobie „luźniejszy dzień” na trekking do wodospadu Tumpak Sewu, dlatego w naszym przypadku podróż pociągiem nie wchodziła w grę.
Nocleg przy Kawah Ijen również był dla nas niespodzianką, ponieważ tak jak pisałam wyżej wchodził on w skład 4-dniowego objazdu Jawy Wschodniej. Zatrzymaliśmy się zupełnie z drugiej strony krateru (względem Banyuwangi) w Catimor Homestay. To bardzo podstawowy obiekt, lecz mimo to było czysto, z kranu leciała ciepła woda i nawet dostaliśmy zestaw ręczników. Na miejsce dojechaliśmy w zupełnej ciemności około 20:00. Zjedliśmy kolację i poszliśmy spać, bo wyprawę do krateru Ijen rozpoczynaliśmy o 0:30 w nocy.
Trekking na szczyt
Miałam wrażenie, że ledwo co zdążyłam zasnąć, a już w pokoju rozległ się dźwięk budzika informujący nas o tym, że czas wstawać. Ubraliśmy na siebie jedyne ciepłe rzeczy jakie znaleźliśmy w naszych plecakach i wsiedliśmy do samochodu. Czekała nas kolejna nieprzespana noc. Na miejsce dotarliśmy godzinę później, około 1:30 w nocy. Było ciemno i chłodno. Żałowałam, że nie wzięłam ze sobą zimowej czapki i rękawiczek. Chwilę później podszedł do nas mężczyzna, przedstawił się i oznajmił, że będzie naszym przewodnikiem. Wręczył nam latarki, a w plecaku miał przygotowane na później maski, gogle i butelki z wodą. Bilet wstępu dla obcokrajowców wynosi 150 000 IDR (ok. 42 zł) natomiast my mieliśmy opłacone wszystko z góry.
Od punktu startu na szczyt są ponad trzy kilometry. Droga nie jest trudna, lecz cały czas pnie się pod górę. Kilka razy musiałam się zatrzymać aby złapać oddech, ale wynikało to raczej z dużego zmęczenia niż braku kondycji. Mniej więcej na drugim kilometrze znajduje się schronisko, w którym można napić się ciepłej herbaty i chwilę odpocząć, przed końcowym podejściem. W tym miejscu przewodnik wręczył nam maski, ponieważ zapach siarki z każdym krokiem robił się coraz ostrzejszy.
Wnieś mnie – nie mam już siły!
Idąc cały czas pod górę mijaliśmy po drodze wielu turystów, którzy tak jak my wspinali się na szczyt krateru Ijen. Niektórzy z nich byli zbyt wygodni i woleli wykorzystać do tego biednych górników niż wdrapać się tam o własnych siłach. Jak to wygląda w rzeczywistości? Turysta siada do wózka (coś a’la taczka) i w zależności od swojej wagi pchany jest przez trzech lub nawet czterech górników!
O dziwo z tej „atrakcji” nie korzystali starsi czy schorowani ludzie tylko osoby mniej więcej w moim wieku. Kompletnie tego nie rozumiem i chyba nie chcę zrozumieć. Pokazywałam to w relacji na instagramie, bo naprawdę ten widok rozwalił mnie na łopatki. Jak można aż tak wykorzystywać tych biednych górników, którzy umęczeni i spoceni wnoszą Cię na szczyt kiedy ty w tym czasie robisz sobie selfie i nagrywasz filmik? Czy nie byłoby większej satysfakcji gdybyśmy samemu wdrapali się na górę? Jeśli moje zdrowie lub kondyncja nie pozwala mi osiągnąć danego celu to po prostu się tam nie wybieram. Na wulkan Bromo możesz wjechać na koniu. Tu wystarczy, że Cię wniosą. Zero poszanowania dla zwierząt czy ludzi.
Patrząc na to z innej strony dla górników z Ijen taka forma zarobku jest łatwiejsza niż wydobywanie siarki. Po pierwsze pokonują krótszą trasę niż podczas swojej pracy. Po drugie droga ta nie jest aż tak narażona na wyziewy siarki jak w późniejszym etapie. No i w końcu, ciężar turysty rozkłada się na kilka osób – normalnie na swoich barkach niosą sami około 80 kg skondensowanej siarki. Doświadczenia z tego dnia sprawiły, że zaczęłam zastanawiać się nad swoim własnym życiem. Mimo wszystko nie byłabym w stanie skorzystać z „pomocy” i zostać wniesiona na szczyt. Moje sumienie nie pozwalałoby mi na to. Wolałabym te grosze dać im do ręki, a i tak wspiąć się na Ijen o własnych siłach.
Wyprawa do wnętrza ziemi
Docieramy na szczyt, na wysokość 2769 m.n.p.m. Nasz przewodnik pokazuje nam jezioro turkusowe, lecz nadal jest zbyt ciemno, aby móc cokolwiek zobaczyć. Zapach siarki unosi się w powietrzu, lecz dzięki masce możemy swobodnie oddychać. Zaczynamy schodzić w dół, do wnętrza ziemi. Droga jest skalista, nierówna i miejscami niebezpieczna. Przez większość czasu przewodnik trzymał mnie za rękę i dzięki temu udało mi się zejść na sam dół bez upadku. Kamienie pod nogami chybotały się w każdą stronę a do tego, musieliśmy jeszcze uważać na górników, którzy z koszami pełnymi siarki wracali na górę, aby donieść ją do wioski. Im bardziej zbliżaliśmy się do poziomu jeziora turkusowego tym zapach siarki mocniej dawał się we znaki.
W pewnym momencie wiatr zmienił kierunek i cała chmura dymu poleciała prosto na mnie. Z oczu zaczęły lecieć mi łzy, a ból był taki, że zaczęłam myśleć, czy przypadkiem nie straciłam wzroku. Do tego kaszel… Czułam, że siarka wyżera mi od środka zarówno oczy jak i płuca. Przewodnik szybko wręczył mi okulary ochronne i po chwili wszystko wróciło do normy. Pamiętam jak powiedziałam wtedy, że nie chcę już tu być, bo drugiej takiej „siarkowej chmury” nie przeżyję. Człowiek w pewnym sensie jest uwięziony, bo drogi powrotnej nie da się pokonać z zamkniętymi oczami. Jedyne co w takiej sytuacji można zrobić to zamknąć oczy i przeczekać moment.
Zjawisko niebieskich ogni
Pytanie pojawiające się dosyć często to: „dlaczego na wulkan wchodzi się w nocy, a nie za dnia?” Odpowiedzią są niebieskie ognie, czyli słynne Blue Fire. Kawah Ijen jest jedynym takim miejscem na świecie, w którym można zaobserwować to zjawisko. Blue Fire to siarka, która pod wpływem kontaktu z powietrzem zapala się na niebiesko. Płomienie siarki tworzą jedną, szeroką nić, która spływa zboczem kaldery. Ich temperatura wynosi 600°C, a wysokość niekiedy osiąga nawet 5m! Niesamowite przeżycie. Żadne zdjęcia ani filmiki nie są w stanie oddać atmosfery i wrażeń jakie mi przy tym towarzyszyły.
Najcięższy zawód świata czyli górnicy z Ijen
Wulkan Kawah Ijen to nie tylko piękne krajobrazy i Niebieskie Ognie. To także miejsce gdzie wykonuje się jedną z najcięższych prac na świecie. W 1967 roku utworzono tu odkrywkową kopalnię siarki. Gazy, które wydobywają się z wulkanu podczas zetknięcia z powietrzem zastygają i tak powstaje skondensowana siarka. Górnicy pracują dzień i noc. Codziennie schodzą na dno krateru, wyłamują kawałki siarki, wkładają je do specjalnych koszy, a następnie dźwigając je na swoich ramionach wracają tą samą drogą do pobliskiej wioski. Średnia waga koszy wynosi 80 kg!
Górnicy zazwyczaj robią dwa kursy dziennie. Za jeden kurs, czyli 80 kg siarki dostają ok. 20 zł! Zatem ich dzienny zarobek to ok. 40 zł. To ponoć i tak dwa razy więcej niż podczas wykonywania innych lokalnych prac. Ze względu na słabe zarobki nie stać ich nawet na kupno wózków, którymi mogliby sobie pomóc podczas transportowania siarki. Ich największym marzeniem jest pojechać na wulkan Bromo lub na Bali. Nigdy tam nie byli, mimo, że oba miejsca znajdują się dosłownie zaraz obok! Na pytanie czy górnicy lubią swoją pracę, odpowiadają, że tak, ponieważ dzięki niej mogą zapewnić pożywienie dla swojej rodziny. Nie mając wykształcenia, nie mogą szukać innych możliwości rozwoju. Same chęci nie wystarczą, bo na to potrzebne są pieniądze. W ten sposób koło się zamyka..
Oprócz ogromnego ciężaru, który górnicy codziennie noszą na swoich barkach, największym problemem są ulatniające się toksyczne gazy. Mężczyźni pracują bez żadnych masek! Ich jedyną ochroną jest mokra chusta zawinięta wokół twarzy, choć i tak nie u każdego ją widziałam. Ciągłe wdychanie siarki skraca ich życie. Górnicy z reguły nie dożywają 50 roku życia. Dla mnie to była najbardziej emocjonująca wyprawa jaką do tej pory mogłam doświadczyć.
Wschód słońca z widokiem na kwaśne jezioro
Około 4 nad ranem wróciliśmy na górę. Do wschodu słońca zostało jeszcze trochę czasu, więc zaczęliśmy spacerować wzdłuż krawędzi wulkanu. Wraz z pierwszymi promieniami mogliśmy w końcu zobaczyć kolejne cudo. Wnętrze krateru wypełnione jest największym kwaśnym jeziorem na świecie. Zamiast wody jest w nim ponad 35 milionów metrów sześciennych kwasu solnego oraz siarkowego. Temperatura cieczy ma 40 stopni Celcjusza, a jej PH jest mniejsze niż 0,3. Ponoć woda o pH 0,3 potrafi leczyć rany, jeśli zamoczy się w niej skórę tylko na kilka sekund. Po 20 minutach zacznyna rozpuszczać skórę i kości.
Jezioro ma kilometr długości i 600 metrów szerokości. Najbardziej niezwykła jest jednak jego turkusowa barwa. Powierzchnia akwenu jest dobrym wskaźnikiem aktywności wulkanu – gdy zbliża się erupcja lub aktywność wulkanu się zwiększa tafla jeziora zaczyna się burzyć. Ostatnia erupcja miała miejsce w 21 marca 2018 roku. W jej wyniku ponad 20 osób trafiło do szpitala z powodu zatrucia gazem. Słyszałam również o śmierci kilku turystek z Chin…
Informacje praktyczne
- 4-dniowa wycieczka po Jawie Wschodniej obejmująca wulkan Kawah Ijen kosztowała nas ok. 1 000zł/os. Jeśli nie chcesz korzystać z prywatnego kierowcy to do miejscowości Banyuwangi najłatwiej jest dostać się pociągiem z Probolinggo.
- Ubierz się na cebulkę. Noce są naprawdę zimne, natomiast za dnia robi się gorąco. Przyda się również czapka i rękawiczki.
- Cena biletu na Kawah Ijen zawiera maskę, nie zawiera jednak gogli (przy samodzielnej organizacji). Jeśli macie jakieś to warto je zabrać. Korzystając z wycieczki zorganizowanej zapytajcie przewodnika czy ma dla was okulary ochronne, jeśli nie – kupcie koniecznie!
- Absolutnie nie nadaje się maska przeciwsmogowa jakie sprzedają w Polsce.
- Wycieczka jest na własne ryzyko. Kawah Ijen jest aktywnym wulkanem, a gazy wydobywające się z niego są toksyczne.
- Cała wyprawa do prostych nie należy. Nastawcie się na duży wysiłek fizyczny.
- Między wschodem słońca na Bromo, a nocną eskapadą na Ijen dobrze zrobić dzień odpoczynku. My między tymi dwoma miejscami udaliśmy się na wodospad Tumpak Sewu.
- Kawah Ijen znajduje się niedaleko portu Ketapang skąd odpływają promy na Bali. Po skończonym zwiedzaniu kierowca odwiózł nas na prom i po chwili byliśmy już na Bali 🙂
- Jeśli zainteresował was temat to bardzo polecam dokument na YouTubie pt: „Błękitne ognie wulkanu Kawah Ijen” (podlinkowany), książkę „Wyspy niepoliczone. Indonezja z bliska” oraz film „Śmierć człowieka pracy”, który opowiada o morderczej pracy górników Ijen.
- Na moim instagramie znajdziesz relację z wędrówki na Kawah Ijen.
Muszę przyznać, że twój wpis zrobił na mnie ogromne wrażenie. Świetnie przygotownay, mnóstwo szczegółów i świetne informacje praktyczne. Ja może nawet rozbiłabym go na dwa wspaniałe wpisy: jeden o podróży po wyspie z informacjami praktycznymi a drugi o samej wyprawie na wulkan, bo w sumie jak dobrze mi sie to czytało to troche irytowało mnie to, że wedlug tytułu przyszłam czytać o najcięższym zawodzie świata a czytam o zupełnie innych rzeczach 🙂
A co do pracy górników, to smutno mi tak strasznie na serduszku, że w dzisiejszym zepsutym świecie są jeszcze ludzie, którzy za tak marne pieniądze muszą wykonywać tak ciężki zawód 🙁 Dziekuję za ten artykuł i kolejne uświadomienie jak mało sprawiedliwości jest na tym pięknym świecie
Bardzo dziękuję za te słowa :* jak to wiele zależy w jakim miejscu się rodzimy… W teorii mamy łatwiej bo żyjemy w Polsce. Gdzie byśmy teraz byli rodząc się np. na takiej Jawie?
Jeśli chodzi o wpisy dotyczące informacji praktycznych i podróżowania po wyspie to uwzględniłam to w innych postach 🙂 planuje również zrobić cały plan objazdu Jawy w jednym wpisie.
Buziaki! :*