Wrak samolotu Dakota DC-3 na Islandii

Za Tobą w oddali wyrasta potężny lodowiec Mýrdalsjökull. Przed Tobą aż po horyzont rozciągają się równiny czarnego piasku. Gdzieś po środku tego księżycowego krajobrazu znajduje się wrak samolotu Dakota DC-3. Choć minęło wiele lat od katastrofy, wciąż mnożą się teorie spiskowe na temat jej przyczyny.

Nieopodal czarnej plaży Reynisfjara znajduje się kolejna – Sólheimasandur, która jest praktycznie przedłużeniem tej w Vik. Leży tuż przy drodze nr 1 biegnącej dookoła Islandii. W ładny dzień można stąd podziwiać lodowce: Mýrdalsjökull, Vatnajökull i islandzkie góry. Tak jak w poprzednim poście pisałam jest to bardzo niebezpieczna część Islandii ze względu na gwałtowne fale. To one ukształtowały ten kawałek islandzkiego wybrzeża. Pogoda na tej równinie również bywa bardzo kapryśna. 

Jest 21 listopada 1973r…

“W chłodne popołudnie w 1973 r. Eyrún Sæmundsdóttir siedziała w swojej sypialni, robiąc na drutach wełniany sweter, gdy przez okno zauważyła, jak samolot US Navy spada z nieba i roztrzaskuje się na jej farmie w południowej części Islandii.

Gdy maszyna wyłoniła się z chmur, Eyrún zaczęła splatać włóczkę coraz bardziej nerwowo, cały czas patrząc na umierający samolot, do momentu, aż zniknął za czarną piaskową wydmą, tam, gdzie jej nieruchomość stykała się z północnym Atlantykiem. Gdy pisk metalu ocierającego się o bazaltowe skały ucichł, Eyrún spostrzegła swego męża, który stał pod oknem i patrzył na nią w osłupieniu. Przez kilka sekund oboje trwali bez ruchu, jakby na coś czekając (…)

(…) Eyrún owinęła się w koc i zatrzasnęła za sobą drzwi. Farmę, znajdującą się na języku lodowca Mýrdalsjökull, od miejsca wypadku dzieliło 5 kilometrów, a w ciągniku było mało paliwa. Nie wiedząc, co znajdą, Eyrún i Einar zaczęli powoli przemierzać lód i mgłę, krok po kroku kierując się w stronę plaży Sólheimasandur”.

Gdy małżeństwo dotarło na miejsce katastrofy, zobaczyło tylko, że cała 6-osobowa załoga uszła z życiem. Wojsko już zaczęło się zabierać do “rozbiórki” maszyny. Pulpit pilota i silniki zostały wymontowane, z samolotu zabierano to, co nadawało się do zabrania. Widząc, że nic tu po nich, Einar i Eyrún wrócili do domu. Do domu wkrótce wrócili też Amerykanie, zostawiając szczątki Dakoty DC-3 na pastwę srogiej islandzkiej zimy, na zapomnianej przez Boga wulkanicznej plaży.

Co tak właściwie się stało?

Przyczyny awarii są niejasne. Raporty różnią się co do tego, czy przyczyną wypadku były uszkodzenia mechaniczne, brak paliwa czy warunki pogodowe. Wśród najpopularniejszych teorii pojawia się ta, że samolot spadł, ponieważ pilot w trakcie lotu korzystał z niewłaściwego zbiornika paliwa.

Zapiski archiwalne z dokumentacji wojskowej mówią, że “21 listopada 1973 r. kapitan James Wicke ruszył w rutynową misję z Islandii do amerykańskiej stacji powietrznej. Pogoda gwałtownie się zmieniła. Temperatura spadła do -10 stopni, arktyczny wiatr dął z siłą 60 mil na godzinę, a gaźnik C-117 zaczął zasysać lód. Po walce z turbulencjami oba silniki zamarzły i przestały działać. Samolot otoczony był przez tak gęstą mgłę, że żaden z pięciu pasażerów nie widział końców skrzydeł z okien. (…)

Właśnie wtedy porucznik Gregory Fletcher, 26-letni, wciąż szkolący się pilot, który samolotem C-117, wylatał tylko 21 godzin, przejął stery i podjął decyzję, by skręcić na południe i spróbować wylądować na oceanie. Wiedział, że da im to większe szanse, niż zderzenie z lodowcem.

Gdy samolot przebił się przez chmury na wysokości 2500 stóp, Fletcher zdał sobie sprawę, że leci nad >>jakimś cholerstwem, które wyglądała jak księżyc<<. Ustawił samolot równolegle do brzegu, użył zamarzniętej piaszczystej plaży jako pasa startowego i przelatując nad wydmą, wyhamował 20 stóp od oceanu. Skrzydła były pogięte, pokrywy silników zniszczone, a zbiorniki paliwa roztrzaskane. Fletcher zdołał uratować wszystkich”.

Wszystko to nie wyjaśnia jednak najważniejszego: Dlaczego wrak nie wrócił do ojczyzny? Wytłumaczenie jest dość banalne. W ramach porozumienia między USA i Islandią ustalono, że w przypadku rozbicia amerykańskiego samolotu na wyspie Stany Zjednoczone zobowiązują się zapłacić 85% kosztów usunięcia wraku, ale to islandzki rząd jest odpowiedzialny za tę operację. A ponieważ “kraina elfów” jest w 80% niezamieszkana przez ludzi i obfituje w wiele skutych lodem i wulkanicznymi skorupami miejsc, pochówek latającej maszyny dokładnie tam, gdzie dokonała żywota, wydał się opcją najbardziej ekonomiczną.

Kolejne pytanie, które się pojawia: Jak to się stało, że wrak C-117 nosi liczne ślady po kulach, które obecnie tak intrygują turystów? Czy przedstawioną wyżej wersję zdarzeń należy wyrzucić do kosza i potraktować jak kłamstwo? Czy przyczyną wypadku wcale nie była awaria, ale zamach? Niestety. Nic z tych rzeczy. A wytłumaczenie znów jest dość trywialne.

Kilka miesięcy po katastrofie Einar Sæmundsdóttir, właściciel działki, na której doszło do awaryjnego lądowania, wciąż się zastanawiał, co zrobić z niespodziewanym “prezentem” od amerykańskiej armii. Zrezygnowany, któregoś dnia wpadł na pomysł, by wrak zamienić w nietypową… tarczę strzelniczą. Zaprosił kilku znajomych z bronią i razem z nimi, celując w maszynę, dał upust tłumionym przez długi czas emocjom.

Jak wrak samolotu stał się popularny?

Krótko po katastrofie lotniczej nikt już nie pamiętał o tym co się stało. Wrak samolotu został zapomniany nawet przez samych właścicieli terenu. Do czasu… Po ponad czterech dekadach od wypadku, miejsce to przeżywa swoją “drugą młodość”. 

W 2005 roku islandzki zespół Sigur Rós nagrał film dokumentalny “Heima” obrazujący przebieg letniej trasy koncertowej wokół Islandii. We fragmentach filmu można zobaczyć pełne niepokoju ujęcia z opuszczonego wraku. Jednak jeszcze nie to wpłynęło na popularność tego miejsca, choć sprawiło, że zrobiło się o nim głośno.

Całemu zamieszaniu winny jest Justin Bieber. W 2015 roku wydał teledysk do piosenki “I’ll show you” (przyznaję bez bicia, że pierwszy raz zobaczyłam ten klip dopiero po tym jak odwiedziłam wrak samolotu – piosenki również nie znałam wcześniej), w którym jeździł na deskorolce po dachu samolotu. No i stało się… Fani Biebera ruszyli na podbój Islandii, a wrak Dakoty DC-3 stał się obowiązkowym punktem na trasie.

Wkrótce do miejsca katastrofy zaczęły pielgrzymować tłumy. Internauci przekazywali sobie namiary i współrzędne na nieoznaczony nigdzie grobowiec maszyny. Blogerzy z całego świata rzucali wszystko i zgodnie zmierzali na południowy wschód od stolicy Islandii, tylko po to, by móc powiedzieć “tu byłem”. Panny młode za nic mają ostry jak brzytwa wiatr, smagający nagie ramiona i śnieżnobiałe suknie. Z wielkim przejęciem pozują do “innej niż wszystkie” sesji ślubnej.

Tak jak kiedyś wrak odwiedzało kilku turystów, tak teraz jest wręcz zadeptywany przez kolejne i kolejne wycieczki. Niemalże każdy, kto objeżdża kraj sławną „jedynką” tu zagląda. Co jakiś czas na wraku pojawia się szpetne graffiti, albo ginie jakaś część konstrukcji… Strach pomyśleć co będzie dalej i jak długo jeszcze ta atrakcja będzie dostępna dla turystów.

I ja… też tam byłam. Teren czarnych równin porównuję z krajobrazem księżycowym. Może to dziwne, ale kręcą mnie miejsca z historią, w których “coś kiedyś się działo”, a teraz ja mogę tam stać i całą sobą chłonąć klimat. O teledysku Biebera dowiedziałam się dopiero później… serio 🙂

Jak odnaleźć wrak samolotu?

O wraku samolotu Dakota DC-3 nie przeczytasz w żadnym przewodniku o Islandii. Przez bardzo długi czas nikt nie wiedział gdzie tak naprawdę się znajduje. Dopiero kilku śmiałków, którzy z GPSem w ręce eksplorowali teren czarnych równin Sólheimasandur odnaleźli wrak i podzielili się ze światem współrzędnymi geograficznymi.

Dzięki temu każdy turysta zaczął wpisywać w nawigację podane współrzędne, a następnie samochodem 4×4 dojeżdżał pod sam samolot. W marcu 2016 roku właściciel terenu postawił bramę i znak z zakazem wjazdu. Nie wytrzymał off-roadowej jazdy turystów w wypożyczonych autach. Dlatego dziś chcąc zrobić sobie zdjęcie ze słynnym wrakiem trzeba się przespacerować około 4 km w jedną stronę po niezbyt wygodnym miękkim podłożu. Za złamanie zakazu grozi kara 800 euro.

Droga jest nudna. Podczas mojego spaceru do wraku samolotu wiatr pędził jak szalony, a deszcz zacinał poziomo. Koledze nawet przeciął pelerynę na pół. Wystarczyła godzina w takich warunkach, a z butów trekkingowych wylewała mi się woda. Wszystkie ubrania miałam przemoczone włącznie z pieniądzmi, które schowane były w portfelu, a portfel w plecaku wodoodpornym. 

Od niedawna jest też opcja dla wygodnych, a mianowicie można skorzystać z podwózki autobusem tzw. shuttle bus. Przejażdżka trwa 10 minut. Bilet w dwie strony kosztuje 2500 ISK (79zł), a w jedną 2000 ISK (63zł). Bus jeździ między 10.00 a 17.00 w odstępach co 45 minut. 

Ja skorzystałam z podwózki tylko w drodze powrotnej. Gdyby była ładna pogoda bez problemu można sobie zrobić spacer w dwie strony, lecz ja już byłam tak umęczona i przemoczona, że w tym momencie cena nie grała dla mnie żadnej roli.

W internecie krąży wiele przestarzałych informacji, dlatego jeszcze raz napiszę, że do samego wraku nie dojedziesz już samochodem! Jedyny sposób to zostawienie auta na parkingu i spacer (4km w jedną stronę) lub skorzystanie z shuttle busa.

Dokładny adres: Solheimasandur Plane Wreck Path to Wrecked DC-3 Plane
Współrzędne geograficzne: 63°27’33” N i 19°21’53” W
Godziny otwarcia: bez ograniczeń
Koszt: za darmo

Tagged , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *