Przez wielu określana mianem „cieplejszej Fuerteventury” zyskała popularność dzięki swoim złocistym plażom, najlepszym wiatrom, które sprzyjają różnym sportom wodnym oraz turkusowej wodzie. To kawałek pustyni na środku oceanu i jednocześnie prawdziwy raj dla surferów, nurków oraz zwolenników beztroskiego wypoczynku.
Kiedy powiedziałam znajomym o tym, że wybieram się na Sal, w odpowiedzi usłyszałam, że to nie jest kierunek dla mnie i że zanudzę się tam na śmierć. Ja – osoba aktywna, mająca milion pomysłów na minutę, nie mogąca usiedzieć w jednym miejscu mam spędzić tydzień leżąc na plaży? Jak się okazało, odpoczynek był mi potrzebny i nawet z chęcią zostałabym tam tydzień dłużej. Poza przysłowiowym „plażingiem” poznałam dokładnie wyspę Sal oraz dowiedziałam się naprawdę wielu rzeczy o kulturze, obyczajach i historii kraju.
W dzisiejszym wpisie postaram się wycisnąć 100% z tej malutkiej wyspy i pokazać, że warto choć na jeden dzień wyjść z hotelu 🙂
Wszędzie słychać „no stress”
To jeden z tutejszych sloganów, doskonale oddający stan ducha, jaki powinien osiągnąć każdy kto odwiedza wyspę Sal. „No stress” to niemal życiowe motto mieszkańców Cabo Verde, a przecież los nie oszczędzał ich przez pokolenia. Jeszcze w XX wieku można było spotkać przykłady niewolnictwa i silne wpływy portugalskiego kolonializmu. Kabowerdeńczycy nie są narodem narzekającym na cały świat – to ludzie pełni pogody ducha, wyluzowani, cieszący się z drobnostek życia codziennego. Zdystansowanie do wielu spraw udziela się również nam – turystom.
Wycieczki lokalne po wyspie Sal
Jest kilka możliwości aby zwiedzić wyspę Sal. Już na lotnisku dostaniemy spis wycieczek lokalnych organizowanych przez biuro podróży, które można zakupić u rezydenta. W przypadku ITAKI mamy do wyboru dwa programy: „Sal Express” i „Sal na Maxa”. Sal Express trwa ok. 4h i omija stolicę wyspy Espargos, po to aby zdążyć do hotelu na obiad. Sal na Maxa nie ma ograniczeń czasowych i trwa z reguły 6/7h. W swoim programie zawiera stolicę oraz obiad na pustyni. W tym przypadku dla mnie decyzja była prosta. Jak już leci się na przysłowiowy „koniec świata” to nie po to, aby zobaczyć tylko część tego, co oferuje dane miejsce. Wybór padł na „Sal na Maxa” i nie żałuję.
Można również skorzystać z oferty wycieczek od lokalnych mieszkańców. Z pomocą przychodzi do nas Boris Biedronka lub od niedawna jego konkurencja w postaci Janusza Skarpety. Panowie stoją na promenadzie, między hotelami a plażą, w okolicy miasta Santa Maria. Rozponasz ich od razu po śnieżnobiałym uśmiechu oraz tekstach w stylu „taniej niż w Biedronce” lub „dofinansowane z 500+”.
Jaka jest różnica między wycieczkami z biura podróży, a tymi kupionymi lokalnie? Przede wszystkim taka, że jadąc z biura poza odwiedzanymi punktami, dowiadujesz się również bardzo wielu istotnych rzeczy o kraju, które pozwalają lepiej zrozumieć dane miejsce. Nie występuje tutaj żadna bariera językowa. Drugą istotną rzeczą jest środek transportu. Z Borisem, Januszem lub innym Zdzichem jedziesz na pace samochodu (tu zaleca się wziąć jakieś chusty na głowę, bo na pustyni nieźle dymi), a biuro podróży oferuje małe, klimatyzowane busiki. Trzecim, chyba najważniejszym punktem jest ubezpieczenie. Jeśli cokolwiek się stanie (a wypadki się zdarzają), to jazda na pace samochodu zalicza się wg ubezpieczyciela do sportów wysokiego ryzyka, a więc podstawowe ubezpieczenie nie pokryje kosztów leczenia.
Jako, że ja na wakacje zabierałam rodziców i siostrę, to właśnie im oddałam prawo wyboru miejsca, w którym kupimy wycieczkę. Decyzja padła na biuro podróży ze względu na polskiego pilota i ubezpieczenie. Wycieczka była poprowadzona rewelacyjnie! Natomiast duża część osób korzystała z usług Borisa i również byli zadowoleni.
Zatoka Murdeira
Zwiedzanie Sal rozpoczyna się od Zatoki Murdeira. Jest to morski obszar chroniony znany również pod nazwą „koralowa zatoka” ze względu na Rafę Koralową ciągnącą się wzdłuż wybrzeża. Żyje w niej wiele gatunków ryb, a przy odrobinie szczęścia można dostrzec nawet wieloryby. Na plaży Murdeira w okresie lęgowym żółwie składają jaja. Całości pilnuje widoczna na horyzoncie „Lwia Skała”.
Palmeira
Kolejnym punktem na trasie jest malownicze miasteczko rybackie – Palmeira. To najważniejsze miejsce na wyspie za sprawą portu, przez który przechodzą dziennie tony towarów. Wszystkie dobra, z których korzystają mieszkańcy i turyści docierają na wyspę drogą morską. Palmeira nazywana jest również „małym Senegalem”. To właśnie tutaj możemy spotkać lokalnych mieszkańców i obserwować ich codzienne życie, a także przespacerować się uliczkami obfitującymi w kolorowe murale.
Buracona
Kawałek dalej znajduje się Buracona czyli inaczej „wielka dziura” powstała w dawnym kraterze wulkanu. Kąpiel w tym miejscu jest możliwa, ale tylko latem, kiedy to ocean staje się spokojniejszy i nie groźą nam silne prądy morskie. Poza samą kąpielą, warto zajrzeć do sąsiedniej dziury w skale, która tworzy głęboki tunel sięgający dna morskiego. Nazywa się to okiem Buracony i codziennie między godziną 11:00, a 14:00 cały tunel rozbłyskuje nienaturalnym wręcz blaskiem promieni słonecznych. Dno mieni się wszystkimi odcieniami turkusowo-błękitnymi. Na koniec spaceru warto w pobliskiej restauracji napić się przepysznej kawy.
Fatamorgana
Wsiadamy do busika i jedziemy dalej. Przed nami roziąga się płaskie pustkowie, żadnej żywej duszy na horyzoncie, żadnego krzaczka ani większego kamienia. W pewnym momencie zatrzymujemy się, a przed nami, na linii horyzontu rozciąga się zjawisko fatamorgany. Powstaje ono w wyniku załamania światła w warstwach powietrza o różnej temperaturze. Ciekawe doświadczenie spoglądać na wodę, której w rzeczywistości tam nie ma. Po tym krótkim przerwyniku czeka na nas obiad.
Espargos
Po smacznym obiedzie kierujemy się w stronę stolicy wyspy jaką jest miasto Espargos. Swą nazwę zadzwięcza szparagom, które porastają ziemię, kiedy jakimś cudem spadnie deszcz. Niestety nie są one jadalne, dlatego często mówi się o nich „diabelskie szparagi”. Zanim dotrzemy do „centrum” przejeżdżamy przez slumsy. Widok chwyta za serce i skłania do przemyśleń. Espargos na mapie wyspy Sal nie odgrywa większej roli, ale ma jednak ogromny atut: lotnisko zbudowane przez Włochów, obsługujące cały ruch turystyczny. Obecnie jednak turystyczny boom w Santa Marii odizolował stolicę sprowadzając ją w zasadzie do roli punktu tranzytowego między lotniskiem, a hotelami na wybrzeżu. Warto jednak zatrzymać się w Espargos, bo ma ono swój specyficzny urok. Zachowało się tu przynajmniej częściowo, to co Santa Maria już utraciła: atmosfera małego kreolskiego miasteczka z zadbanymi uliczkami, placykami czy domami.
Saliny Pedra de Lume
Niewątpliwie jest to wizytówka Sal. Saliny Pedra de Lume ulokowane w kraterze wygasłego wulkanu stanowią miejsce unikatowe w skali świata, które czeka na wpis do Listy Światowego Dziedzictwa UNESCO. Wszystko, łącznie z korytarzem pod skałami, powstałym w efekcie wybuchu wulkanu jest dziełem natury, a nie człowieka. Od 2012 roku saliny są sklasyfikowane jako zabytek dziedzictwa narodowego Cabo Verde. Potwierdzono również, że wody Pedrade Lume mają właściwości terapeutyczne. Zasolenie zbiorników jest podobne do zasolenia w Morzu Martwym, zatem podczas kąpieli towarzyszy nam uczucie „unoszenia się na wodzie”.
Zatoka Rekinów
Zaraz obok salin znajduje się Zatoka Rekinów, w której z bliska można przyglądać się tym stworzeniom. Koniecznie potrzebne będą buty do wody, które można też wypożyczyć na miejscu za 2 euro. Po wejściu do wody, zaraz przy brzegu pojawiają się malutkie rekiny, które ochoczo pływają między nogami. Dochodzimy do miejsca, w którym woda sięga nam do pasa. Przed nami w odległości kilku metrów pływają duże rekiny (odmiana żółta).
Santa Maria
Santa Maria to najstarsza miejscowość na Sal. Jest niewielka, tworzy ją kilka ulic, plac i kościół, a życie mieszkańców koncentruje się na plaży i pomoście. Santa Maria pozostaje wciąż zawieszona między przeszłością a teraźniejszością. Ta bardziej malownicza i typowa dla archipelagu twarz to małe, proste, pomalowane na różne kolory domki rdzennych Kabowerdeńczyków, którzy trwają przy swym niezmiennym od wieków trybie życia. Druga twarz to nowoczesne hotele, restauracje, luksusowe domy i apartamenty. Codziennie między 10 a 11 rano warto wybrać się na główny pomost, by zobaczyć proces wyławiania i patroszenia ryb.
Poniżej na mapie zaznaczyłam wszystkie punkty:
Hej!
Dzięki za ten wpis ❤️ Martwiłam się, że na Sal to tylko piach i pustka, a teraz widzę, że zupełnie niepotrzebnie :). No i piękne zdjęcia!
dziękuję ;*
Osobiście polecam wycieczki z lokalsami, ciekawe, więcej atrakcji i z humorem a przede wszystkim pomagacie lokalnej ludności. Na mini promenadzie na przeciwko hotelu Belorizonte spotkacie np. Nelsona Mandelę zawsze w kapeluszu, który zaoferuje Wam fantastyczne wycieczki po wyspie, przejażdżkę katamaranem z wyjątkowo miłá obsługą, podglądanie żółwi, przejażdżki buggy off road i wiele więcej. Jeśli znacie choć trochę angielski to skorzystajcie. Wycieczki są bezpieczne i dobrze zorganizowane. Skorzystaliśmy z nich i mogę śmiało stwierdzić, że są lepsze niż te z biur podróży. Będziecie się dobrze bawić, a przy okazji pomożecie lokalsom i ich rodzinom a nie wielkim zagranicznym firmom. Poszukajcie Mandeli, on sam wszystko wyjaśni. Ale Wam zazdroszczę ,
Dzięki za wiadomość 🙂 A Borys Biedronka nadal jest? 🙂
Właśnie wróciliśmy, nie było 🙁
Cześć, byłam niedawno, w końcu maja 2021, na Sal. Czas covidowy, więc po długiej przerwie, kiedy hotele były zamknięte, niewiele turystów, pusto. Skorzystałyśmy z krótszej wycieczki, a nie zobaczyłyśmy właściwie tylko Zatoki Rekinów. Do Santa Marii wybrałyśmy się dwukrotnie, samodzielnie.
Myślałam, że dłuższa wersja wycieczki zapewni BLUE EYE o właściwej porze, ale z Twoich zdjęć wynika, że też nie zaglądałaś w błękitne, błękitne oko.
Potwierdzam, warto czasami zejść z leżaka na plaży 🙂
Ja wczoraj w nocy opuściłam wyspę Sal – my do zwiedzania wypożyczyliśmy samochód. Bardzo polecam taką formę obejrzenia wyspy: na luzie, w swoim tempie. Jest bezpiecznie, lokalni są bardzo punktualni, mówią całkiem nieźle po polsku, po angielsku można się porozumieć. Drogi asfaltowe wprawdzie są dwie, reszta trochę utwardzona, ale można sobie spokojnie poradzić. My mieliśmy Dacię Duster, ale widziałam, że Punto też dawało radę. Oprócz tego, co opisałaś, obejrzeliśmy jeszcze Regonę – piękne powulkaniczne wybrzeże przed Buraconą oraz plażę muszelkową za Santa Maria. Serdecznie polecam- nigdy nie widziałam plaży z samych muszli.